Intelektualna atmosfera, oryginalne wnętrza
Kawiarnie w PRL-u miały klimat, ponieważ za ich wystrój odpowiadali artyści, ozdabiając je szalonymi pomysłami będącymi własnymi interpretacjami sztuki nowoczesnej.
Tyle tylko, że znakomite projekty trzeba było realizować metodą iście partyzancką, z lichych materiałów. Zamiast barwnych laminatów – malowana olejno tektura. Zamiast stali i aluminium – zwykła blacha. (źródło: Spacerownik. Warszawa śladami PRL, Jerzy S. Majewski).
Z tych zaskakujących tworzyw powstawały małe arcydzieła, np. abstrakcyjne kompozycje wykonane z wbitych w ścianę gwoździ do papy. Tworząc wystrój, artyści inspirowali się też sztuką orientu: jak na przykład w kawiarni „Alhambra”, gdzie wystrój stanowiły wariacje na jego temat: boazeria, ciemnoczerwone tapety, stoliki na toczonych nogach czy wyściełane taboreciki. Inne kultowe miejsce „Manekin” pełne było kolorowych malunków: esów- floresów, które wiły się nad głowami gości. Było to pierwsze wnętrze w Warszawie, gdzie do kompozycji włączono kawałki starych tynków i rury kanalizacyjne. Te abstrakcyjne pomysły z Manekina można zobaczyć w filmie „Niewinni czarodzieje” Andrzeja Wajdy.
Intelektualiści, pijacy i kociaki
Artyści, pisarze i zwykli obywatele odwiedzali regularnie kawiarnie w czasach PRL-u. Serwowano w nich, nie tylko kawę, galaretkę, wuzetki, ale w bufecie kawiarni „Czytelnik” podawano najlepsze w Warszawie pierogi. I też z tego powodu lokal odwiedzali chętnie Tadeusz Konwicki i Gustaw Holoubek. Jego lokalizacja, blisko hoteli i wielu redakcji, sprawiała, że można było spotkać w nim ludzi związanych z najróżniejszymi środowiskami.
W przeciwieństwie do PIW-u, gdzie od pewnego czasu gromadzą się, obok intelektualistów, chodliwe kociaki i modne cizie, „Czytelnik” podtrzymuje atmosferę nobliwie spartańską – taką recenzję Olgierd Budrewicz napisał w czasopiśmie „Stolica” dwóm najważniejszym dla ówczesnej Warszawy kawiarniom. Rywalizacja między kawiarniami toczyła się o to, który z czołowych intelektualistów i pisarzy się w nich zadomowił. „Czytelnik” zyskał sławę dzięki kultowemu wówczas pisarzowi Leopoldowi Tyrmandowi, który w nim przesiadywał.
Kameralna pełna aktorów
Innym popularnym miejscem, gdzie wódka lała się strumieniami, a wejście do środka graniczyło z cudem, była kawiarnia „Kameralna”. Tam bywali pisarze: Marek Hłasko, Henryk Grynberg czy Marek Nowakowski. Popularność jej tak tłumaczył poeta Roman Śliwonik:
„Była to namiastka świata wielkiego, który gdzieś podobno istniał, ale też nie na pewno. Ale jeśli nawet był, przelewał się światłami, samochodami, dobrobytem, to dla nas niewiele znaczył, był odsuwany w głąb świadomości, bo fakt jego istnienia głęboko nas upokarzał.”
Pisarz Marek Hłasko nie ukrywał swojego przywiązania do „Kameralnej”. Jego książka pt. Piękni dwudziestoletni to źródło anegdot z niej.
Jedną z żelaznych zasad obowiązujących klientów nocnych było posiadanie marynarki i krawata. Gość mógł być wyjęty ze śmietnika. Po założeniu krawata natychmiast przemieniał się z łachudry w rokującego nadzieję młodzieńca z wyższym wykształceniem – pisze Hłasko, który swoją marynarkę i krawat przechowywał u szatniarza „Kamery”, żeby nic nie mogło powstrzymać go przed nieoczekiwaną chęcią pojawienia się na „wyspie zapomnienia”.
W kawiarni bywali też aktorzy pobliskiego Teatru Polskiego: Władysław Hańcza, Tadeusz Fijewski, Hanna Skarżanka czy Halina Mikołajska, a także Zdzisław Maklakiewicz, nazywany „gospodarzem” lokalu.
Bary samoobsługowe
Ich otwarcie w latach 50. to był hit, szok porównywalny do pojawienia się w Polsce w latach 90. pierwszego McDonalda. Prasa okrzyknęła otwarcie barów samoobsługowych miejscem, gdzie wreszcie przeciętny obywatel może zjeść smacznie i to w kulturalnych warunkach. Bary powstawały na parterach budynków lub w samodzielnych pawilonach. Do najbardziej znanych należały: „Gruba Kaśka”, „Zodiak”, „Praha” czy „Wenecja”. Były zaprojektowane przez wybitnych architektów tamtych lat: Zbigniewa Ihnatowicza czy Jerzego Sołtana. Popularność barów trwała krótko:
Nieremontowane, byle jak myte, szybko podłapały zapach starej ścierki, gabloty działów garmażeryjnych straszyły nóżkami w galarecie i jajkami w majonezie. (źródło: „Spacerownik. Warszawa śladami PRL-u”, Jerzy S. Majewski).
Txt: Kasia Krauss
Foto: NAC