Więcej...

    Michał Boym i jego pionierski wkład do zachodniej wiedzy o Chinach – rozmowa z Agnieszką Couderq

    Studiowała sinologię na Uniwersytecie Warszawskim. Wówczas zafascynowała ją postać jezuity Michała Boyma. I tak powstały dwa tomy wyjątkowej książki: „Ostatni wysłannik dynastii Ming”. Dzisiaj pracuje już nad filmowym projektem o Michale Boymie.

     

    Anna Krauss: Była Pani w Chinach?

    Agnieszka Couderq: Tak, byłam w Chinach dwukrotnie, niestety każdorazowo tylko przez kilka tygodni. Z podróży tych zachowałam ogromną sympatię do zwykłych Chińczyków, w rezultacie mam w Wuhan teraz bliską przyjaciółkę. Moim zamiarem jest powrócić do Chin podczas kręcenia filmowego projektu Boyma, nad którym obecnie pracuję.

    Co zainspirowało Panią do napisania książki o ojcu Michale Boymie? Jak natrafiła Pani na tę postać?

    W 2016 roku, w czasie drugiego roku studiów magisterskich z sinologii na Uniwersytecie Warszawskim, podczas lekcji translatoryki zapoznawaliśmy się z artykułem „Chiński Wiatr Współpracy” autorstwa Prezydenta Chin, pana Xi Jinpinga, opublikowanego 16 czerwca 2016 roku na łamach dziennika Rzeczpospolita z okazji jego oficjalnej wizyty w Polsce. Artykuł ten był szeroko powielany w chińskich mediach. W drugim paragrafie tego artykułu, Prezydent Xî napisał:

    W połowie XVII wieku polski misjonarz Michał Boym przybył do Chin. Dogłębne studiowanie chińskiego społeczeństwa, historii, medycyny oraz geografii pozwoliło mu pozostawić po sobie wiele książek. Dzięki temu Boym stał się pierwszym Europejczykiem, który przedstawił na Zachodzie naukowe i kulturowe dziedzictwo starożytnych Chin. Zyskał dzięki temu przydomek „polskiego Marco Polo”.

    Takie słowa chińskiego przywódcy, bądź co bądź także przewodniczącego Chińskiej Partii Komunistycznej, o katolickim duchownym mnie natychmiast zaintrygowały. Byłam niezwykle zdziwiona, że studiując sinologię nie dowiedziałam się o nim od żadnego polskiego sinologa. Odkryłam, że jest praktycznie nieznany w kręgach polskiego Kościoła, no i oczywiście – jego imię jest całkowicie obce zwykłym Polakom.

    Pomimo, jak wkrótce odkryłam, jego ogromnych dokonań na wielu polach, w tym pionierskiego wkładu do zachodniej wiedzy o Chinach, oraz unikalnej i bohaterskiej biografii, a także podkreślanej przez niego polskości, nie zaistniał w naszym kraju w świadomości powszechnej, a jego dorobek pozostaje nieupamiętniony. Wiem doskonale, że Polacy maniakalnie wyznają zasadę „cudze chwalić, swego nie znać”, ale ja, właśnie dlatego, że jestem także Amerykanką polskiego pochodzenia, takiego zakompleksionego podejścia nie uznaję i bardzo cierpię z powodu upokarzającego dla narodu polskiego wizerunku w społeczeństwach Zachodu, na których opinii nam przecież tak bardzo zależy. Bez prowadzenia właściwej polityki wizerunkowej, nie będziemy nigdy w stanie przewalczyć naszych racji. Słabego po prostu się nie poważa. A my, bez względu na to kto rządzi, nie mamy żadnej polityki wizerunkowej, innej aniżeli udowadnianie światu, że nie jesteśmy wielbłądami.

    Tymczasem mamy czym i kim się chwalić, i bynajmniej nie ogranicza się to do okresu XX wieku. Polska to kraj, który ma tysiącletnią historię, który wydał wielu wielkich ludzi, nie plamiąc się przy tym zachodnią kolonizacją i niewolnictwem. Kto wie z Polaków, że to nasz rodak zatrzymał najazdy mongolskie na Europę – bez Benedykta Polaka i jego towarzysza legata papieskiego Jana Piano di Carpini, pierwszych Europejczyków w stolicy wielkiego chana nie byłoby podróży Marco Polo do Chin. Byłaby całkowicie niemożliwa. Dlaczego o takich historiach nie kręcimy filmów?
Moja książka o ojcu Michale Boymie jest tylko produktem ubocznym innego większego projektu – filmu lub serialu fabularnego. Mam gotowy do nich scenariusz. Bezpośrednim impulsem do napisania go był nieprzychylny cytat na temat Polaków – fragment dialogu z któregoś z filmów amerykańskich. Po prostu stwierdziłam wtedy „dość” i zabrałam się za pisanie – był to marzec 2020. Paradoksalnie kretyńskie obostrzenia covidowe zmusiły mnie do koncentracji – w końcu 2022 roku scenariusz był już napisany. W 2023 roku powstała powieść.

    Michał Boym to postać z pogranicza historii, religii i nauki. Który z tych aspektów jego życia najbardziej Panią zafascynował?

    Zafascynowało mnie połączenie w jego osobie tych wszystkich aspektów. Jestem wielką amatorką inteligentnych osobników. Szybujący umysł, nieustająca ciekawość i uczciwość intelektualna, odwaga osobista, transcendentna wiara oraz wierność przekonaniom są to cechy, które najbardziej cenię u mężczyzn – dla mnie stanowią kwintesencję prawdziwej męskości. Michał Boym w moich oczach był zatem prawdziwym facetem. Niestety dziś ten rodzaj męski jest rzadko spotykany.

    Ale z punktu widzenia filmu fabularnego najbardziej interesująca była dla mnie jego biografia, a szczególnie historia jego legacji do Rzymu na rzecz ostatniego cesarza dynastii Ming, Yongliego. Jeden z XX-wiecznych uczonych jezuickich, na którego badaniach m.in. się oparłam, Amerykanin Edward Malatesta, SJ, napisał esej naukowy pt. „Tragedia Michała Boyma” – w tym tytule zawarte jest wszystko. Historia Boyma to opowieść o człowieku idącym pod wiatr, niezrozumianym przez sobie współczesnych, uwikłanym w wielkie wydarzenia geopolityczne XVII wieku, czasu, kiedy to właśnie powstawał znany nam dzisiaj świat.

    Była to era mocarstwowych przetasowań w Europie, spadek znaczenia Hiszpanii i Portugalii, a wzrost znaczenia Anglii i Francji, i małej, dopiero co powstałej jako niezależne państwo Holandii. To te ostatnie stały za zachodnią ekspansją na Dalekim Wschodzie. Mało też dziś ludzi zdaje sobie sprawę, że to my jesteśmy świadkami końca tej epoki dominacji zachodniej w świecie. Daleki Wschód, a w szczególności Chiny i Indie powracają na właściwe im do roku 1820 miejsca, kiedy to dominowały światowe GDP.

    Warto sobie to uświadomić, a zarazem lepiej poznać historię naszych wzajemnych kontaktów i kulturę tych krajów, albowiem będą, a nawet są to już – nasi zarazem partnerzy, jak i konkurenci. Jak nasze wzajemne relacje się będą układać, zależy będzie od naszego ich poznania. Moja książka napisana z dużą dbałością o historyczność stanowi jedną z dróg ku temu poznaniu.

    Jakie wyzwania napotkała Pani podczas zbierania materiałów i badań nad życiem Boyma, biorąc pod uwagę czas i odległość historyczną?

    Jak już wspomniałam wyżej, wierność faktom była dla mnie bardzo istotna w prowadzeniu narracji o Michale Boymie. Nie lubię książek czy filmów historycznych, które mienią się takimi, ale zawierają li tylko namiastkę prawdy historycznej, często jest to tylko tło, i to też nie najlepiej oddane. Dla porównania w mojej powieści pojawia się około sześćdziesiąt postaci autentycznych tak z historii Europy, jak i Dalekiego Wschodu. Obok przebiegu misji Boyma do Rzymu równolegle przedstawiam wydarzenia, które zachodziły w Państwie Środka, dotyczące zmagań miedzy dynastiami Ming, ostatnią rdzenną władzą w imperialnych Chinach a dynastią Qing ustanowioną przez mandżurskich najeźdźców. Są pokazane obydwa dwory, istotne bitwy, rywalizacja między braćmi krwi, słowem, nakreślony jest portret ówczesnych Chin.

    Naturalnie taka dbałość o szczegół historyczny skazała mnie na długotrwałe badania źródłowe. Oczywiście niezwykle pomocny był tu Internet. Konsultowałam źródła dostępne na całym świecie. Znam biegle angielski, hiszpański, francuski i chiński. Zrozumiałe są dla mnie zatem także portugalski i włoski, a dzięki tłumaczom elektronicznym sięgałam także po archiwa holenderskie.

    Moim największym triumfem było znalezienie listu pisanego przez ojca Ignacego Hartoghvelta, jednego z jezuitów towarzyszących Boymowi w jego powrocie do Chin w 1656 roku, napisanego przez tego belgijskiego misjonarza po przybyciu do portu Goa w Indiach w listopadzie tego samego roku. List zawiera szczegóły przebiegu podróży statkiem i napotkanych wyzwań – na przykład ponad czterdziestodniowej ciszy morskiej. List ten oryginalnie znajdował się w pozycji zawierającej listy XVII wiecznych jezuitów wydanej tylko raz w początkach XIX wieku. Istnieje zaledwie kilka jej kopii w świecie – żadna nie jest w Polsce. Odnalezienie jej skanu w Internecie graniczyło z cudem. A jednak…

    Jakie było znaczenie działalności Boyma dla ówczesnych stosunków między Europą a Chinami? Czy można go uznać za jednego z pierwszych „mostów” kulturowych między tymi regionami?

    Absolutnie tak – prace Michała Boyma były w XVII wieku, jak widać z resztą ze słów Prezydenta Xi – jednym z najważniejszych źródeł wiedzy o Chinach i innych egzotycznych miejscach dla Europejczyków. W przeciwieństwie do wielu jezuitów, którzy koncentrowali się na przekazywaniu wiedzy europejskiej w zakresie nauk ścisłych Chińczykom, Michał Boym od początku swego pobytu w Chinach interesował się wieloaspektowo krajem, w którym się znalazł, a swe odkrycia przekładał na papier. Już w pierwszych latach rozpoczął pracę nad swym Medicus Sinicus – traktatem opisującym podstawy medycyny chińskiej i stosowane przez nią leki i metody diagnozy. Jest to praca, która ostatecznie została wydana dopiero dwie dekady po jego śmierci, i to za pierwszym razem nie pod jego nazwiskiem. Oprócz tego Boym był autorem Magni Catay – kompleksowego atlasu Chin najwcześniej dostępnego w Europie. Jest to również pierwszy atlas ekonomiczny w historii zachodniej kartografii, albowiem zawiera cenne informacje o dostępnych w poszczególnych prowincjach kopalinach. Niestety w skutek różnych okoliczności, atlas ten nigdy nie został wydany i dziś jego rękopis jest przechowywany w Bibliotece Watykańskiej. Kolejna jego praca, Flora Sinensis, zawiera opisy szeregu nieznanych wówczas w Europie roślin. Był autorem także kilku istotnych relacji z Chin i ze swych podróży z Dalekiego Wschodu przez Indie, Persję i Turcję do Europy, z których tylko jedna doczekała się wydania w 1654 roku Paryżu przez wydawnictwo Cramoisy na usługach dworu króla Ludwika XIV. Jego Cafraria opisująca Mozambik na wschodnim wybrzeżu Afryki, dokąd zawinął podczas swej pierwszej podróży do Chin w końcu roku 1643, jest jednym z najwcześniejszych opisów Afryki. Na stronie michalboym.pl, w zakładce Spuścizna znajdują się linki, pod którymi można zapoznać się dokładniej z niektórymi z tych dzieł. Dzięki jego pracom i wkładowi, w 1667 roku wydana została China Illustrata – pierwsze przeglądowe opracowanie na temat Chin pod redakcją jezuickiego uczonego, Atanasiusa Kirchera.

    W książce dużo uwagi poświęca Pani polskiemu patriotyzmowi Michała Boyma. Jak ten patriotyzm przejawiał się w jego działalności misyjnej?

    Przede wszystkim polski patriotyzm przejawiał się w jego pismach – podpisywał się jako „Michał Boym – Polak”. W swym zachowaniu ogólnie przejawiał postawę obejmującą to co najlepsze w Polakach: poczucie sprawiedliwości i honoru wobec raz danego słowa, odwagę i gotowość do poświęceń za sprawy najwyższej wagi. Do tego naturalne dla Polaków brak pokory i upór, cechy źle widziane w takim środowisku jak zakon jezuitów, które naraziły Boyma na nieprzyjemności i miano „niepokornego Polaka”.

    Jakie są Pani zdaniem kluczowe lekcje, jakie dzisiejszy czytelnik może wynieść z życia i działalności Michała Boyma?

    Dla mnie kluczową inspiracją, którą wyniosłam z poznawania jego sylwetki jest imperatyw w życiu każdego człowieka odnalezienia wyższej wartości, dzięki której życie to staje się faktycznie warte przeżywania, a nie jest li tylko rozciągniętym w czasie pasmem spełniania podstawowych potrzeb. Nauką, którą wyciągnęłam, jest również to, że znalazłszy takie wyższe wartości, trzeba się ich trzymać bez zgody na kompromis. Należy jednak nie pomylić wierności własnym pryncypiom ze ślepym uporem, który jest uczuciem niskim, wyrastającym z własnych ambicji lub kalkulacji opłacalności. Jednym z mott w mojej powieści jest zatem: „Bycie żywym nie jest najważniejsze, ważne jest to, po co się żyje i za co jest się gotowym umrzeć.” To ostatnie kryterium bardzo skutecznie porządkuje wartości. Raczej nikt nie będzie gotowy umierać za nowego iphone’a. Ostatnią rzeczą, którą otrzymałam od Boyma, a która mi pomaga na co dzień – jest jego odwaga i stałość w pokonywaniu trudności i zaakceptowanie, iż ból jest stanem bardziej normalnym w życiu człowieka aniżeli uczucie przyjemności. To zdrowsza perspektywa, która nie oznacza pesymizmu, tylko redukcję frustracji tak powszechnej u ludzi współczesnych.

    Czy odkryła Pani coś nieoczekiwanego lub zaskakującego o Boymie, co zmieniło Pani spojrzenie na jego postać?

    Nie, właściwie moje przeczucie co do jego wielkiej wartości jako człowieka, misjonarza i uczonego się potwierdziło na każdym etapie wędrówki jego śladami. Zaskoczyło mnie tylko, w jakim stopniu jest on dziś ceniony w Chinach, a nieznany w Polsce, gdzie głównym badaczem jego postaci był tylko śp. pan Edward Kajdański, którego książki dokumentalne o Chinach i Boymie bardzo polecam. To w Chinach opublikowano najwięcej dzieł Boyma, zorganizowano najwięcej wystaw na jego temat. Ostatnio wydano tam np. jego Flora Sinensis. Opis jego sylwetki w chińskiej encyklopedii internetowej Baike jest znacznie bardziej szczegółowy aniżeli ten w języku polskim. W lipcu tego roku Chińczycy ochrzcili jego imieniem jeden z największych statków towarowych na świecie, statku o największym udźwigu.

    Odkryłam natomiast wiele ciekawych faktów historycznych, dzięki którym lepiej zrozumiałam otaczającą mnie rzeczywistość. Na przykład w XVII wieku obecne terytorium Wietnamu było podzielone na dwa królestwa: północny Tonkin i południową Kochinchinę. Myślę, że XX-wieczny podział Wietnamu w wojnie wietnamskiej w latach 1955 do 1975 po tej samej linii geograficznej miał korzenie właśnie w tym fakcie.

    Jakie były główne wyzwania, przed którymi stanął Michał Boym, będąc misjonarzem w Chinach w tak trudnym politycznie okresie?

    Boym, przybywając do Chin, jak zresztą wszyscy przebywający w Chinach wcześniej i potem jezuiccy misjonarze, musiał stawić czoła wielorakim wyzwaniom. Były one tak duże, że do Chin wysyłani byli jezuici spełniający najwyższe wymagania pod kątem wiedzy i zdolności intelektualnych i manualnych, oraz obdarzeni przez naturę taką formą fizyczną, która dawała szanse na przeżycie przez nich podróży związanej z ponad 50-procentowym ryzykiem śmierci. Przede wszystkim, już po dotarciu do Chin, misjonarzy czekała akulturacja polegająca na poznawaniu zarówno języka, jak i kultury, w tym najważniejszych nurtów w filozofii Chin. Od jezuitów wymagało się umiejętności rozprawiania z mandarynami chińskimi o sprawach tak chińskich jak konfucjanizm. Wymagało to pełnej biegłości chińskiego klasycznego, swoistej chińskiej łaciny pochodzącej z VI-V wieku p.n.e.

    Dodatkowo, by zainteresować kontaktem ze sobą wysoce urodzonych Chińczyków, których życzliwość była warunkiem sine-qua-non prowadzenia ewangelizacji w cesarstwie, jezuici musieli posiadać inne umiejętności: na przykład być wysokiej klasy inżynierami, astronomami, matematykami itp.

    Jednakże do tych podstawowych wyzwań w momencie przybycia Boyma do Chin dołożyły się inne natury czysto politycznej. W 1644 roku, wkrótce przed jego dotarciem do Makau Mandżurowie, lud mieszkający na obszarach na północ od Chin, zajęli Pekin i osadzili na tronie cesarza Sunzhi – pierwszego władcę dynastii Qing. Członkowie rodziny Zhu, która sprawowała dotychczas w Chinach władzę jako dynastia Ming, rozpierzchli się na południu kraju i tam jeden po drugim próbowali odbudować reżim Ming i walczyć z okupantem.

    W tym samym czasie na Dalekim Wschodzie nasilała się konkurencja mocarstw kolonialnych. Portugalczycy rządzący dotychczas niepodzielnie w koloniach tracili je jedna po drugiej na rzecz powstałej w 1602 roku VOC – Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej. To właśnie Holendrzy byli w tym czasie największym zagrożeniem dla wpływów Portugalii i nie omieszkali obstawić swymi wysłannikami nowej władzy w Pekinie. Konkurencja ze strony Holendrów oraz postęp wojsk mandżurskich w opanowywaniu kolejnych prowincji chińskich sprawiły, że władze Estado da India, jak nazywano dalekowschodnie kolonie portugalskie, straciły wiarę w możliwość utrzymania władzy przez Mingów. W samym ciele jezuickiej misji w Chinach podobnie doszło do podziału na frakcje stawiającą na Mandżurów oraz tę nadal wierną katolickiemu już wtedy dworowi ostatniego cesarza Ming, Yongliego.

    Boym zatem zastał misję coraz bardziej pogrążoną w podziale i w końcu musiał obrać jedną ze stron. Przeznaczenie i jego wierność braciom w wierze sprawiły, że połączył swój los z dynastią Ming. Jednak wszystkie te spory odbijały się na jego posłudze, a potem na legacji. Kolejnym problemem dotyczącym Chin, z którym musiał się zmierzyć szczególnie po przybyciu do Rzymu, była kwestia sporna wokół tzw. Rytów Chińskich – chodziło dokładnie o zasady akulturacji przyjęte przez jezuitów, które jednak budziły niezrozumienie i kontrowersje w Watykanie, gdzie postrzegano je jako zgodę na herezję. Konflikt ten rzutował na stosunek papiestwa i jego hierarchów do jezuitów w ogóle, a zatem też do Boyma.

    Jakie elementy Pani książki wymagają, według Pani, szczególnej uwagi czytelnika? Czy jest coś, co chciałaby Pani podkreślić w odbiorze tej historii?

    Proszę zwrócić uwagę na wielki wkład Kościoła Katolickiego do nauki i sztuki Zachodu. Myślę, że ludzie tacy jak Michał Boym oraz inni, którzy pojawiają się na stronach mojej książki, znakomicie zadają kłam stwierdzeniu, że Kościół Katolicki był czynnikiem hamującym rozwój naszej zachodniej cywilizacji. Kościół nie jest bez grzechu, w mojej powieści to też wybrzmiewa wyraźnie, bo w końcu to tylko ludzka instytucja. Tym niemniej bez niego, Zachód nie byłby w stanie zaproponować światu tego, co ma najlepsze, bo po prostu by tego nie było.

    W jaki sposób historia Michała Boyma może być inspirująca dla dzisiejszych Polaków i dla osób zaangażowanych w dialog międzykulturowy?

    Przede wszystkim działalność misyjna Michała Boyma opierała się na jego wielkiej fascynacji chińską kulturą i chęcią zrozumienia „innego” niż własny punkt widzenia. Nie przybywał do Chin by być tam lepszym i obcym, lecz po to by stać się częścią tego kraju, o którym wyraził się kiedyś jako „nasz”. To wskazuje na poziom jego otwarcia na Chiny. Sprawy chińskie traktował jak swoje. W mojej książce, w ślad za relacjami zostawionymi nam przez Boyma, zamieściłam także w dwóch miejsca autentyczne dysputy, które miał okazję prowadzić z innowiercami dotyczące zasad ich wiary. Są zarazem świadectwem jego autentycznej gotowości do prowadzenia takich rozmów w duchu pokojowym, jak i wyrazem jego wielkiej inteligencji, dzięki której był w stanie, bez przytyków ad hominem, znaleźć takie argumenty merytoryczne na udowodnienie swojej racji, które zostawiały rozmówców bez riposty. Wydaje mi się, iż dzisiaj tego typu umiejętności przydałyby się wielu osobom publicznym i politykom, albowiem współczesna kultura debat zostawia wiele do życzenia.

    Czy planuje Pani kolejne książki? Jeśli tak, to o czym będą?

    Na razie nie planuję następnej książki. Mam pomysł na kolejnego bohatera, ale nie urzeka mnie aż w takim stopniu jak uczynił to Boym. Celem przyświecającym mi przede wszystkim jest przywrócenie pamięci o Boymie w Polsce, na świecie i w Watykanie. Wyegzekwowanie uznania dla jego wielkich zasług – prawie czterysta lat po jego śmierci to chyba nie za wcześnie. Mam też pomysł na sztukę, ale nie starcza mi czasu, by zgłębić temat.

    Jakie ma Pani plany i marzenia?:)

    Moim największym marzeniem jest zrealizowanie w międzynarodowej koprodukcji filmu fabularnego o Michale Boymie oraz uznanie jego wagi i zasług dla Kościoła Katolickiego przez Watykan. Będzie to również z korzyścią dla naszego kraju i jego wizerunku w świecie – mała cegiełka w jego odbudowie. To jest moja Prawda. A jak mówi Budda w jednym z mott przyświecających mojej powieści: „Na drodze do Prawdy można popełnić tylko dwa błędy: nigdy na nią nie wejść i nie iść nią do końca”. Zamierzam więc dojść do końca.

    Dziękuję za rozmowę.

    W niedzielę 17 listopada od godziny 11:00 do 13:00 będzie możliwość rozmowy z panią Agnieszką Couderq w Strefie Autora (Hol Główny) w ramach Festiwalu Literatury Azjatyckiej, który odbędzie się w dniach 14-17 listopada w warszawskim Muzeum Azji i Pacyfiku, ul. Solec 24.

    Więcej o kulturze i sztuce znajdziecie tutaj.

    Agnieszka Couderq, „Ostatni wysłannik dynastii Ming”, fot. Archiwum prywatne Agnieszki Couderq
    Agnieszka Couderq, „Ostatni wysłannik dynastii Ming”, fot. Archiwum prywatne Agnieszki Couderq

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY