Za górami, za lasami, w dolinie rzeki Hunza jest położona wioska Gulmit. Tuż przy drodze zwanej Karakorum Highway, czyli na dawnym Jedwabnym Szlaku. Zajechaliśmy tam w październiku podczas pobytu w Pakistanie. Miejscowość ta słynie z centrum tkania dywanów oraz starego domu, oba te miejsca można odwiedzić.
Centrum tkania dywanów zostało założone w 1998 roku dla kobiet z okolicy, by je nauczyć zawodu. Przeszkolono 25 kobiet w zakresie rzemiosła, czyli tkania dywanów i kilimów, farbowania, projektowania, a także w zakresie promocji i sprzedaży. Pięciu nauczycieli, czterech z Hunzy i jeden z Afganistanu, nauczyli je trzech technik: sumak, dywan i kilim. Do dziś właśnie w tych trzech technikach tkane są ich dzieła.
Jest to bardzo czasochłonne zajęcie. Utkanie małego dywanu, około 30 x 40 cm zajmuje prawie dwa tygodnie, a dywanu wielkości około 80 x 120 cm to już praca na pół roku.
Dziś w centrum pracuje 13 kobiet. Tkają głównie z owczej wełny, ale także z koziej i jaka. Można na miejscu podpatrzeć ich pracę, można podpytać o techniki, kolory, wzory. Można zakupić dywan czy kilim, który wpadnie nam w oko.
Tuż obok tego miejsca znajduje się stary dom, jest kilka podobnych wokół, ale Gulmit Old House to prawdopodobnie najstarszy dom w tej miejscowości, a na pewno najstarszy z meczetem na dachu. Meczet to ozdobnie rzeźbiona drewniana kaplica. Uważa się, że ten dom ma 700 lat. Nam pokazała go Hasina, dom należał do przodków jej męża.
Drzwi wejściowe są pięknie rzeźbione. Zawsze budowano je niskie, z dwóch powodów, żeby zimno nie wchodziło do domu oraz żeby okazać szacunek osobom, które są wewnątrz.
W najstarszej części domu mamy „izbę regionalną”, małe muzeum, które można odwiedzić. Są drewniane i kamienne naczynia używane dawniej w codziennym życiu, ozdoby, skrzynie. Są tam oczywiście dywany, na podłodze i na ścianach, przepiękne stare ręcznie tkane. Te, które mnie zachwyciły miały ponad 100 lat. Przy wejściu jest mała półka z lokalnymi wyrobami, można kupić olej z pestek moreli, ziołową herbatę, haftowaną saszetkę czy tradycyjny toczek. W sezonie na zewnątrz działa tu mała restauracja, miejsce, gdzie na pewno zjemy smaczne domowe lokalne jedzenie.
W Pakistanie nie można się spieszyć, tu czas płynie inaczej. Słuchając opowieści o dawnych czasach zostaliśmy poczęstowani herbatą z lokalnych ziół.
Te miejsca zostały stworzone, by wspierać społeczność lokalną. Daleko im do komercji. Do centrum tkania dywanów możesz wejść i nie musisz kupić dywanu, w starym domu nie ma biletów wstępu. Jest mała skrzyneczka na dotacje.
Oba miejsca są bardzo autentyczne, a kobiety tu pracujące są urocze, serdeczne, miłe. Wchodząc tu czujesz się jak gość domu, a nie jak turysta. I to jest najcenniejsze.
Aleksandra Karkowska – autorka międzypokoleniowych książek „Banany z cukru Pudru”, „Na Giewont się patrzy”, „Marsz, marsz BATORY”, „Mewa na patyku”, „FOTO z misiem”. Od 2015 roku prowadzi Oficynę Wydawniczą Oryginały. Absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Działa społecznie na warszawskiej Sadybie. Kocha fotografię i podróże.